niedziela, 25 grudnia 2016

Rozdział 1 "Ceglana ściana?"

Marysia z wielkim zdziwieniem wymalowanym na twarzy wpatrywała się ceglaną ścianę przed sobą, oraz własnego ojca, starającego się zdziałać coś za wszelką cenę. Pytanie tylko, do czego on właściwie zmierzał?

Nie miała pojęcia, dlaczego po raz kolejny w ciągu paru dniu przyjechali do Warszawy, skoro stolica była miejscem, które Marysia znała już niemalże na pamięć. Przyjeżdżali tu praktycznie, co roku, ale teraz to była już lekka przesada, żeby po niespełna tygodniu znowu tu wracać. To wydawało się nie posiadać, żadnego logicznego wytłumaczenia, a ceglana ściana, przed którą właśnie stali, tylko jeszcze bardziej komplikowała wszystko. Marysia kątem oka zerknęła na Szymona, który właśnie stanął obok niej, jednak pozostała w milczeniu. Nie chciała przyznawać, iż chociaż przez chwilę pomyślała, że jej tata mógłby być chory psychicznie. Jednak tak właśnie pomyślała, no bo czy on właśnie liczył cegły? Cegły? A wydawało się, że to jej własne pomysły czasami pozbawione były jakiegokolwiek sensu, no cóż, najwyraźniej miała to wrodzone genetycznie.

Jej siostra już powoli otwierała usta, prawdopodobnie, żeby zdać pytanie, ale Marysia w porę przytknęła palec to warg, uciszając ją tym gestem.

Pan Pająk, co parę minut prychał z niezadowolenia i zaczynał się coraz bardziej denerwować, przez co liczenie cegieł szło mu jeszcze gorzej, co wnioskowała Marysia, bo wcale nie przynosiło efektów, jakiekolwiek miałyby one być. Dziewczyna niepewnie zerknęła w stronę matki, która posłała jej tylko surowe spojrzenie, mówiące, żeby się nie odzywali. Szybko odwróciła wzrok od rodzicielki i wzięła głęboki wdech, a następnie z przyzwyczajenia sprawdziła godzinę na telefonie. Dochodziła pora obiadu, co nie wnioskowała tylko po zegarze, ale jej brzuch dawał silnie do zrozumienia, że natychmiastowo potrzebuje pokarmu i nie interesowała go, żadna ceglana ściana.

- Długo jeszcze? - niecierpliwił się tata Szymona, który podchodząc do ojca Marysi i Basi, przeleciał wzrokiem kartkę, którą trzymał. - Chyba potrzebujesz pomocy.

Pan Pająk skinął głową ze zrezygnowaniem i tym razem już we dwójkę zaczęli wszystko od nowa.

Marysia rozglądnęła się po ślepym zaułku, ale nie wyglądał on jakoś specjalnie nadzwyczajnie. Gdzieś w rogu stał ogromny kontener na śmieci, z którego wydobywał się nieprzyjemny zapach, a na ścianach wymalowane były graffiti, niektóre z logiem drużyn piłkarskich, a inne były po prostu zwykłymi nic nie znaczącymi napisami.

Nagle coś poruszyło się, wprawiając w zadowolenie obu z ojców. Pan Pająk zmiął kartkę, na której ewidentnie musiała być instrukcja i niechlujnie włożył ją do kieszeni. Marysia zerknęła w stronę ściany, która właściwie wyglądała tak, jak wcześniej. Oprócz tego, że w miejscu jednej z cegieł, widniała para wytrzeszczonych niebieskich oczu, lustrujących ich wzrokiem.

Ktokolwiek, kto stał za tą ścianą, musiał być bardzo podejrzliwy, bo zanim zabrał głos, przypatrywał się im dobre dziesięć minut, podczas których dorośli zaczęli się denerwować i raz po raz mruczeć pod nosem przeróżne przekleństwa.

- Czy mógłby pan nas łaskawie wpuścić? - zapytał zdenerwowany pan Mikołajczyk, uderzając w ścianę, w miejscu zaraz obok dziury, przez których mężczyzna na nich patrzył.

Szymon podejrzliwie spojrzał na Marysię, stojącą z uniesionymi brwiami, która widząc spojrzenie kuzyna, tylko wzruszyła ramionami.

Mężczyzna odchrząknął tak głośno, że usłyszały go nawet matki dzieci, stojące najdalej od ceglanej ściany.

- Um, przepraszam, ale czy mógłbym bardziej przyjrzeć się pańskim dzieciom? - zapytał ich ojców. - Wolałbym, żeby żaden nieumiejętny przypadkiem nie wtargnął na teren Ministerstwa. Mam nadzieję, że to nie będzie problem, żeby zbliżyli się tylko troszkę do mnie.

- Nieumiejętni? - zapytała Marysia. - Ma pan na myśli mugoli?

- Och, oczywiście, że tak. O kim innym mógłbym myśleć, ale w Polsce raczej nie nazywamy ich mugolami, tylko nieumiejętnymi. - Uśmiechnął się do niej.

- To trochę obraźliwe - stwierdził sucho Szymon, krzyżując ręce i podchodząc bliżej. - Mugole brzmią o niebo lepiej.

- Nieba w to nie mieszajmy - mruknął trochę zdenerwowany mężczyzna. - A teraz ruchy, ruchy, bo jeśli ktoś nas zobaczy to będę miał niezły problem.

W jednym momencie ściana rozsunęła się, a ich oczom ukazała się kamienna ulica. Wokół niej stał biały mur, na którym wyryte były jakieś sytuacje, które najwyraźniej przedstawiały różne sceny z historii magii w Polsce.

- Szybko, szybko - poganiał ich mężczyzna.

Marysia przyjrzała mu się. Wyglądał trochę, jak portier, który urwał się z jakiegoś hotelu.

Kiedy już wszyscy znaleźli się po drugiej stronie, przejście zamknęło się z głośnym hukiem.

Mężczyzna przepchnął się na sam przód i stanął do nich przodem, prostując się przy tym jak drut. Po raz kolejny już tego dnia odchrząknął.

- Witam w Ministerstwie Magii, tak jak już pewnie państwo wiedzą, za chwile odbędzie się rozmowa z Ministrem, który już oczekuje w swoim gabinecie. Bardzo proszę nie zatrzymywać się, tylko podążać za mną. Może wydaje się to łatwa droga, ale proszę uwierzyć, naprawdę nietrudno się tutaj zgubić.

Odwrócił się i ruszył do przodu, a oni za nim w milczeniu.

- Jak myślisz, co to jest? - zapytała Martyna Marysię, wskazując na ściany otaczające ulicę.

Starsza panna Pająk wzruszyła ramionami i również zaczęła przyglądać się dziwnym murom. Były pomalowane na lekko wpadający w beż, biały. Wydawały się dosyć wysokie, ale nie na tyle wysokie, żeby nie mogli dostrzec ich czubków. Rzeźby się na nich wyryte, miały wiele szczegółów, a postacie różniły się od siebie pod różnymi względami. Przeszło jej nawet przez myśl, że mogły zostać wykonane za pomocą magii, ale szybko odrzuciła od siebie tę opcję. Nie mogli iść tak bardzo na łatwiznę.

Nie minęło wiele czasu nim doszli do ogromnego budynku, wyglądem przypominającego ratusz. Tym razem Marysia musiała zadrzeć głowę do góry, żeby dostrzec na szczycie, powiewającą Polską Flagę, a zaraz obok niej flagę polskich czarodziejów. Dwie skrzyżowane różdżki na biało-czerwonym tle. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, po czym pośpiesznie weszła do środka, zaraz za Szymonem, Basią i Martyną.

W środku wszystko wyglądało o wiele bardziej magicznie. Na ścianach wisiały obrazy, przedstawiające czarodziejów, a lampy zawieszone były w powietrzu. Chociaż wcale nie miała pewności, czy to naprawdę były lampy, bo wyglądały, jak kluki światła latające pod sufitem.

Szymon szturchnął ją w ramię w samą porę, bo niemalże dobiłaby do stojącego na środku biurka, przy którym z kolei siedział innym mężczyzna. Uśmiechnęła się do niego i szybko odwróciła, próbując ukryć zażenowanie. A to wszystko przez to, że zagapiła się na jakieś światła.

- Czy możemy już stąd iść? - powiedziała sama do siebie, oglądając się do tyłu, na siedzącego przy biurku bruneta.

Był dosyć przystojny. Jego włosy były w nieładzie, ale loki tylko dodawały mu uroku. Na nosie miał grube oprawki, które tylko sprawiały, że wydawał się inteligentniejszy, chociaż głupcem pewnie nie był, bo nielogicznym byłoby zatrudnianie takich w Ministerstwie. Kiedy zobaczył, że Marysia się mu przygląda, posłał jej lekki uśmiech i wrócił do swojej pracy przy stosie papierów.

- Właściwie to możemy już iść - odpowiedział jej mężczyzna, z którym przyszli. - Minister już na was czeka.

* * *

Okej, to ruszamy z poprawioną wersją. Ten rozdział jest dosyć krótki, ale chciałam zakończyć w tym momencie. Jeszcze nie do końca wyłapałam wszystkie błędy, ale zrobię to jutro, bo dzisiaj już nie dam rady. Mam nadzieję, że prezent udany C:

3 komentarze:

  1. Oczywiście, że tak! Jak zobaczyłam 1 rozdział z poprawionej wersji to dosłownie zaczęłam piszczeć ze szczęścia!
    Czekam na next
    Alex

    OdpowiedzUsuń
  2. BOSZ, TYLE NA TO CZEKAŁAM! XD Rozdział naprawdę świetny, a ja już się nie mogę doczekać kolejnego! :D Weny życzę ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Super,że znow piszesz. ja też powróciłam do pisania o HP. Może mnie jeszcze pamiętasz? Jak chcesz to zajrzyj ;)
    http://legenda-blekitnego-orla-hp.blogspot.com/
    Dałabym opis fabuły ale nie chcę tu SPAMić zbytnio a nie widzę być miała tą zakładkę.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń